Comarch ICT testuje Jabra Speak
Wyobraźcie sobie, że na fajnej imprezie, gdzie wszyscy się doskonale bawią, zostajecie nagle sami z osobą, którą robi na was wrażenie skończonego nudziarza. Nie wpadacie w panikę, staracie się grać tak, jak przeciwnik pozwala i… nagle jest rano, a wy jesteście tak zaprzyjaźnieni z owym nudziarzem, że zapisaliście mu nerkę w spadku. I nie możecie sobie przypomnieć, dlaczego wcześniej nie chcieliście z nim gadać - przecież to fascynująca osoba, mająca właściwie same przymioty.
Jeśli nie zdarzył wam się nigdy taki przypadek to znaczy że jeszcze wszystko przed wami. Jeśli jednak przydarzyło się wam coś podobnego, to możecie sobie wyobrazić, jak się czułem po kilku dniach testowania Speaka. Na początku nie miałem w ogóle pomysłu, co z tym czymś zrobić i do czego może się to przydać. Po trzech dniach miałem już kolejkę chętnych do testowania.
No dobra, a co to jest ten Speak? To takie niepozorne urządzenie, przypominające eleganckie radio do łazienki. Może pracować jako mikrofon audiokonferencyjny (podłączony do komputera), jako głośnik zewnętrzny albo głośnik do komórki. Tylko tyle albo aż tyle. Ja swoją znajomość ze Speakiem rozpocząłem od prezentacji. Nie, nie prezentacji samego urządzenia, ale mojej prezentacji, podczas której miałem puścić jakąś zabawną pioseneczkę, ilustrującą poważną tezę zawartą w mojej wypowiedzi. Audytorium liczyło około 50 osób. Głośniki z laptopa nie nagłośnią sali, na nagłośnienie zewnętrzne nie ma co liczyć (jak to podczas większości konferencji organizowanych w hotelach). Kolega z Jabry oferuje pomoc - pożycza mi to coś. Bez specjalnej wiary podłączam do laptopa, instaluję i… nagle wszyscy w pomieszczeniu słyszą gitarę Jimma Page’a. Wooooooow! Pewnie, że nie słyszę go tak, jakby akurat stał zaraz obok mnie, ale wybaczcie - mówimy o czymś niewiele większym niż mydelniczka! Czymś, co nie potrzebuje wózka do przewożenia, lecz może być z powodzeniem wrzucone do torby na laptopa.
A później podłączyłem to za pomocą Bluetootha do mojego telefonu - i Speak pokazał pazury.. Wystarczyło tylko przesunąć suwak w prawo, by wyregulować głośność i…. można swobodnie konwersować, nie zmuszając mojego kręgosłupa do nadmiernego wysiłku.
Kto może być zainteresowany takim urządzeniem? Osoby, które mają możliwość korzystania z indywidualnych pomieszczeń podczas rozmów telefonicznych. Nie wyobrażam sobie korzystania ze Speaka w klasycznym Open Space - najdalej po trzech dniach moi współpracownicy kazaliby mi urządzenie zjeść, bez noża, widelca i popijania. A jeśli nie oni - to osoby odpowiedzialne za bezpieczeństwo informacji. Ale jeśli mamy własny gabinet (a przy okazji 20GB muzyki na laptopie) - to już zaczyna robić się ciekawie. Dodatkowo, jeśli na biurku nie mamy „klasycznego” telefonu, tylko posługujemy się aplikacją na laptopie (czyli softfonem) - mamy komplet. Czyli podłączamy Speak do laptopa, włączamy softfona, logujemy komórkę i mamy wolne ręce. Wszystko nam gra, muzyka wycisza się, gdy dzwoni telefon, kręgosłup się cieszy - pełen komfort. A jeśli jesteśmy osobą cierpiącą na pracoholizm, to przenosimy cały warsztat do domu i tam cieszymy się niezrównaną jakością dźwięku i swobodą gestykulacji. Ba! Dzięki temu, że urządzenie ma wbudowaną baterię, możemy telekonferencję z telefonu komórkowego rozpocząć zupełnie ad hoc- np. siedząc sobie wygodnie na patio lub płynąc łódką. Albo możemy próbować wyłgać się przed funkcjonariuszem drogówki, udowadniając że jest to nasz zestaw głośnomówiący i wcale nie rozmawialiśmy z telefonu tylko właśnie mieliśmy skorzystać z tej małej skrzyneczki.
Może teraz dwa słowa o samym designie. Idealnie pasuje tu określenie „nienachalny''. Nie ma tu jakiegoś szaleństwa wizualnego - projektant nie wzorował się na pewno na żadnej ikonie wzornictwa typu dach dworca Paddington Stations, skuter Vespa czy kanapa Salvadora Dali. Projekt nie nawiązuje też do wyglądu śnieżnej pantery, gniazda sokoła wędrownego czy też fikuśnego insekta. Czyli jeśli nie mamy iBooka czy też laptopa Asus Lamborgini, a najbardziej klasyczne i biznesowe Lenovo - pasować będzie doskonale. A jeśli dodatkowo na biurku mamy trochę papierów, zestaw wiszących kulek z logiem dostawcy serwerów i kubek z napisem „Nie musisz być, szalony żeby tu pracować, ale to pomaga”- Speak idealnie wtopi się w tło.
A jak z ergonomią i sterowaniem? Speak sterowany jest dotykiem. W miejscu, gdzie każdy szanujący się głośnik ma ramkę do przykręcenia do obudowy, mamy zestaw czytelnych ikonek umożliwiających rozpoczęcie lub zakończenie rozmowy, regulację głośności czy też zalogowanie telefonu. Poziom głośności (i kilka innych czynności jak np. logowanie telefonu) sygnalizowanych jest przez rządek wielokolorowych diod wzdłuż panelu sterującego. Szkoda że projektanci nie zostali liźnięci przez szaleństwo i pasek diod nie pełni roli wskaźnika wysterowania lub nie zapewnia dodatkowych wrażeń wizualnych (takie np. Disco Mode) podczas odtwarzania muzyki. Ale wracamy tu do konserwatywnego i spokojnego designu, pasującego raczej do okularów w cienkich oprawkach i czarnych golfów niż do koszulek w kwiaty i tuningowanych Golfów III.
Podsumowując - dopóki nie dotknąłem, nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak bardzo Speak może ułatwić życie. Nie jest to gadżet, który powali na kolana naszych znajomych podczas spotkania w Starbucksie, nawet podczas porannej kawy w korpokuchni nie zauroczymy koleżanki. Z drugiej strony - Speak jeździ ze mną na każdą delegację i jeśli nie nagłaśnia sali podczas prezentacji lub nie pomaga podczas korzystania ze Skype, to przynajmniej wprowadza miły nastrój w pokoju hotelowym.
Michał Szybalski
Business Solutions Manager