Co robi inżynier systemowy na pustyni?
To oczywiste – dba o dobrą komunikację. Nie, to wcale nie jest wstęp do branżowego żartu. Dla niektórych pracowników Comarch praca na pustyni to codzienność.
Sektor Usługi prowadzi projekt dla jednego z najnowocześniejszych obserwatoriów na świecie. Na czym polega praca na pustyni Atakama? Jak zostać inżynierem systemowym? Gdzie można poznać gitarzystę zespołu Queen? Oraz czy świętując Nowy Rok na pustyni, odpala się fajerwerki? Przeczytaj wywiad z Ryszardem Kluzą, szefem ICT, i Pawłem Ciaranek, inżynierem systemowym.
Redakcja: Pustynia? Niestandardowe miejsce do pracy. Jaki projekt jest realizowany na Atakama?
[Ryszard] Na pustyni Atakama w okolicach Paranal znajduje się Europejskie Obserwatorium Południowe (European Southern Observatory, ESO), które służy do obserwacji południowego nieba. Jest to jeden z najnowocześniejszych obiektów tego typu. To tutaj dokonuje się najważniejszych odkryć dotyczących przestrzeni kosmicznej w ostatnich latach. Comarch wygrał przetarg na obsługę systemów informatycznych, które są niezbędne do zapewnienia ciągłego działania teleskopów. Oczywiście, działanie na miejscu w Obserwatorium – na pustyni w Paranal i w naszym oddziale w Santiago – to tylko jeden element całego projektu. Większa część przetwarzania danych i obrazów odbywa się w Garching koło Monachium (Niemcy), gdzie inżynierowie Comarch również odpowiadają za ciągłą i bezawaryjną pracę systemów IT. Dbamy o to, żeby ogromna ilość danych, która spływa z najnowocześniejszych teleskopów, była dostępna dla wszystkich naukowców, którzy zajmują się badaniem dalekiej przestrzeni kosmicznej. Do Paranal zjeżdżają naukowcy z całego świata. Gdyby nieoczekiwanie wyłączyć działanie teleskopu, straty w ciągu jednej godziny niefunkcjonowania systemów mogłyby wynieść setki tysięcy dolarów.
[Paweł] Dlatego też nawet najmniejsza przerwa techniczna musi być zapowiedziana i zaakceptowana z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. Astronomowie, którzy chcą dostać się do Obserwatorium, czekają rok, dwa lata, a czasem nawet dłużej. Musimy więc zapewnić ciągłość pracy, bo naukowiec może stracić termin i musiałby odczekać kolejne lata na możliwość przyjazdu do ESO. W niektórych wypadkach straty mogłyby być nieodwracalne – odpowiedni układ planet lub przelatująca kometa mogą się więcej nie zdarzyć.
Wspominaliście o ważnych odkryciach dokonywanych przez Obserwatorium…
[Paweł] ESO ma do dyspozycji kilka stacji, w których znajdują się teleskopy. Jedną z nich jest Paranal, gdzie naukowcy zajmują się takimi projektami jak wykrywanie wody na innych planetach, czy namierzanie czarnych dziur. Do prowadzenia tego typu projektów służą teleskopy najnowszej generacji. Tutaj temat „najnowszych odkryć” jest niewyczerpany. Interesującym zjawiskiem jest np. „sztuczna gwiazda”. Ziemska atmosfera zaburza obrazy nieba, więc światło, które zbierają obiektywy, natrafia na różnego rodzaju turbulencje i zanieczyszczenia – to wszystko sprawia, że gwiazdy zdają się migotać, a obrazy kosmosu wychodzą nieostre. Aby modyfikować zaburzenia, w niebo wycelowane są najmocniejsze istniejące na świecie lasery 4LGSF znajdujące się w teleskopie UT4, których światło na wysokości 90 kilometrów od Ziemi tworzy tak zwaną „gwiazdę odniesienia” – naukowcy mierzą jej drgania, aby korygować odchylenia obrazów. Jeżeli chodzi o najnowsze odkrycia, przykłady można byłoby mnożyć. Ostatnio przy użyciu teleskopu VLT naukowcy wykryli tlenek tytanu w atmosferze planety znajdującej się poza Układem Słonecznym, tak zwanej „egzoplanety”, WASP-19b. Waga tego odkrycia? Przeogromna! Sprzęt dostępny w Paranal jest w stanie badać aż tak odległe zjawiska jak skład atmosfery na planetach oddalonych o 900 lat świetlnych. Co więcej, ostatnimi czasy doszedł nowy element układanki pozwalającej na zrozumienie tematu ewolucji galaktyk i czarnych dziur, który dotychczas pozostawał wielką tajemnicą. Naukowcy odkryli, w jaki sposób czarne dziury zasilane są przy pomocy „galaktyk meduzowatych”. To ogromny przełom w badaniach.
Jak wyglądają dane z takich teleskopów?
[Ryszard] Jeśli wydaje ci się, że te teleskopy to lunety, przez które naukowcy spoglądają w niebo, jesteś w głębokim błędzie. Jeden teleskop to sprzęt wielkością odpowiadający kilkupiętrowemu budynkowi.
[Paweł] Nie są to bezpośrednie zdjęcia przestrzeni kosmicznych. Obrazy pozyskiwane w ten sposób pochodzą z bardzo odległego kosmosu. Gdyby spróbować odczytać takie zdjęcie na monitorze komputera, uzyskalibyśmy mało czytelne piksele – trudne w interpretacji i analizie. Wszystkie obrazy muszą być przetworzone jeszcze przez odpowiednie aplikacje, które dostarczają danych liczbowych. Chociaż faktycznie za pomocą teleskopu VST można otrzymać piękne zdjęcia np. galaktyk. My zajmujemy się całą masą połączeń sieciowych pomiędzy instrumentami zainstalowanymi w teleskopach a serwerami przechowującymi dane, a także konfiguracją zarówno serwerów, jak i niezbędnych urządzeń takich jak np. zwykłe laptopy, czy systemy video-konferencji. Wszystko to musi gwarantować poprawność spływających danych i niezawodność ciągłości zapisu, a także możliwość nieustannego komunikowania się pomiędzy sprzętem. ESO to nie tylko Paranal – w Santiago również jest oddział specjalistów, a główna siedziba znajduje się w Garching w Niemczech.
Brzmi niesamowicie! Czego trzeba, żeby się dostać do projektu, przy którym pracujecie?
[Ryszard] Trzeba mieć odpowiednie kwalifikacje i posiadać wymagane certyfikaty. Z doświadczenia wiem, że najbardziej w takich projektach sprawdzają się osoby, które mają żyłkę podróżnika. Zespół Comarch składa się z Polaków, którzy przyjechali tu na dłuższy kontrakt, oraz z Chilijczyków. Łącznie jest 12 osób, z czego 4 osoby w Santiago, a 8 osób na pustyni Atakama. Pracujemy zmianowo: 8 dni spędza się w Basecampie, a w kolejne 6 dni ma się wolne.
[Paweł] Nasz zespół podzielony jest na trzy działy. Są to inżynierowie systemowi odpowiadający za serwery i urządzenia z zainstalowanymi systemami Linux/Unix. Mamy inżynierów sieciowych odpowiedzialnych za utrzymanie, konfigurację i instalację nowych połączeń, a inżynierowie systemowi na servicedesk utrzymują serwery Windowsowe i pomagają użytkownikom oprogramowania Windows i MacOS. Dobre podstawy do tego typu stanowisk daje ukończenie studiów technicznych takich jak fizyka czy informatyka. Ja zaczynałem jako sieciowiec, a na to stanowisko wymagany jest certyfikat ITIL (Information Technology Infrastructure Library), który jest niezbędny do tego, by dobrze zrozumieć zasady prowadzenia serwisu zgodnie ze standardami międzynarodowymi i w zgodzie z biznesem. Ważny jest także CCNP (Cisco Certified Network Professional), który ułatwia zrozumienie i zarządzanie skomplikowaną siecią na wszystkich warstwach modelu ISO/OSI. Teraz pracuję jako inżynier systemowy Windows – i tutaj także potrzebny jest certyfikat ITIL, a dodatkowo MCP (Microsoft Certified Professional), który jest podstawą dla specjalistów korzystających z technologii Microsoft – dostarcza wiedzy na temat instalacji i konfiguracji systemu Windows Server 2012. To obecnie najpopularniejszy system dla serwerów Windowsowych działających w Paranal. Z kolei inżynier systemowy Linux/Unix powinien zacząć od Red Hat Certified System Administrator (RHCSA). Tego wszystkiego nie robi się tylko „dla papierka”, bo najważniejsze jest to, żeby całą tę wiedzę umieć wykorzystać potem w praktyce.
Co jest najtrudniejsze w takiej pracy?
[Paweł] W ciągu tygodnia na pustyni trzeba się bardzo skupić na pracy, bo odpowiedzialność jest wielka. Serwis musi trwać całą dobę, a my podczas dyżurów jesteśmy stale pod radiem i telefonem. To jest największe wyzwanie. Praca wymaga też stałego poszerzania swoich kompetencji, uczenia się i zdobywania certyfikatów. Nie możemy zostać z tyłu, bo urządzenia i instrumenty stale się zmieniają, a my musimy być na bieżąco z technologiami, które są wykorzystywane w ESO. Są dwie rzeczy, które dają ogromną satysfakcję: praca w otoczeniu najlepszych na świecie specjalistów z dziedziny astronomii oraz możliwość korzystania z najnowocześniejszych technologii.
Czy są jakieś fizyczne ograniczenia przy pracy na pustyni?
[Paweł] Ważny jest stan zdrowia. Przez połowę roku mieszka się na wysokości 2200 m. n.m.p., a codziennie kilka razy trzeba wyjechać do teleskopów, które znajdują się na 2600 m. n.p.m. Może to powodować utratę tchu, a niskie ciśnienie sprawia, że czasem zakręci się w głowie. Poza tym, należy mieć dużą odporność na stres, bo projekty są wymagające. Trzeba mieć też odwagę, żeby podjąć decyzję, aby zamieszkać na innym kontynencie. Ale pomimo faktu, że jest to pustynia, a odpowiedzialność duża, strach ma wielkie oczy, bo widoki w takim miejscu są zachwycające. Poranny spacer do biura poprawia nastrój, gdy widzisz niemal codziennie czyste niebo i dostajesz dużą dawkę słońca – bardzo optymistyczne miejsce.
Jak wygląda czas wolny poza pracą?
[Ryszard] To jest praca dla tych, którzy lubią zwiedzać świat. To też pewnego rodzaju ciekawostka – chłopaki do pracy latają samolotami. Z Santiago, gdzie mieszkają, jest ponad 1000 kilometrów do biur w Paranal. Kiedy robiłem rekrutację do projektu, jakież było moje zdziwienie, kiedy na następny dzień po wysłaniu ogłoszenia rekrutacyjnego przyszedł do mnie chłopak i mówi: „Chcę lecieć na pustynię”. Pierwsza moja myśl: „Czy coś się stało?”. Odpowiedział: „Nie, po prostu chcę lecieć zobaczyć inny kontynent”. Podjął decyzję w ciągu 24 godzin. Praca w Chile to przygoda życia. W wolnym czasie, którego jest sporo, bo pracownicy mają aż 6 dni wolnego po dyżurze na pustyni, można zwiedzić lasy amazońskie, polecieć do Boliwii, zobaczyć Patagonię, południową część Chile. Tam przyroda jest jeszcze nienaruszona.
[Paweł] Koledzy praktycznie co tydzień podróżują w różne zakątki Ameryki Południowej, ale można także zwiedzać samo Santiago i bliższe okolice. W 7-milionowym mieście jest zaskakująco dużo parków, w których mieszkańcy odpoczywają przy grillu. Do zobaczenia jest też sporo zabytków, muzeów. Można wyruszyć na trekking po miejskich atrakcjach takich jak góra San Cristobal lub dla bardziej wymagających – po okolicznych Kordylierach, do których niedaleko z Santiago. Warto wybrać się na jedno lub kilkudniowe wycieczki nad ocean – nawet transportem publicznym – gdzie znajdują się malownicze, bardzo kolorowe wypoczynkowe miejscowości. Można wybrać się także do kanionu Cajon del Maipo, gdzie zupełnie można zapomnieć o miejskim życiu, trzeba zobaczyć przepiękne wodospady i malownicze krajobrazy.
Wychodzisz także na trekking po pustyni, będąc w Paranal Basecamp?
[Paweł] Można wyjść na spacer, ale nie wszystkie przechadzki są bezpieczne. Na pustyni odległości wydają się mniejsze niż są w rzeczywistości. Wychodząc poza Basecamp, należy poinformować odpowiednie służby, wziąć ze sobą radio, latarkę i zapas wody. Tutaj wszystko wygląda bardzo podobnie – to kamienista pustynia. Nocą na dodatek wszystko jest wygaszone, żeby nie było efektu luminacji. Światła przeszkadzałyby w obserwacjach, dlatego oświetlone pomieszczenia mają szczelnie zasłonięte okna. W okolicach Obserwatorium można poruszać się tylko specjalnie wyznaczonymi trasami, np. „Star track” z Basecampu, gdzie są biura, do teleskopów to 1,5 godziny w jedną stronę na piechotę, autem to 5 minut. Jeśli ktoś się zmęczy, można wyjść na drogę i złapać stopa.
[Ryszard] Zaleca się poruszanie się wyznaczonymi trasami. Trzeba uważać, by nie stracić z oczu Obserwatorium. Zdarzył się nawet przypadek, że chłopak wyszedł w góry sam. Zszedł do dolinki, obrócił się 180 stopni i zaczął wracać. Okazało się, że nie trafił już na tę samą drogę, którą przyszedł. Szukano go całe 12 godzin. Tu nie ma sieci – tu jest najbardziej sucha na Ziemi pustynia. Chłopak niezłego strachu się najadł.
Paweł, co cię najbardziej zaskoczyło w kontakcie z pustynią?
[Paweł] Pustynia kojarzy się z saharyjskim piaskiem – tymczasem krajobraz tutaj jest zupełnie inny. Zaskoczyło mnie, że jest raczej środowisko skalne i twarde. Kolory też są zupełnie inne niż się spodziewałem. Dodatkowo, kiedy wychodzisz na wysokość teleskopów, okazuje się, że ocean znajduje się ledwie 14 kilometrów stąd i widać fantastyczne połączenie pustyni, skał różnego typu, gór i oceanu, nad którym często gromadzą się chmury, a które nie pojawiają się nad pustynią.
Jak się mieszka w Obserwatorium?
[Paweł] Pracownicy Obserwatorium mieszkają w tzw. Basecampie – to jest osiedle kontenerów mieszkalnych, bardzo dobrze wyposażonych. Każdy kontener to osobny pokój z łazienką, a w hotelu mamy także jadalnię. W sumie mieszka tu łącznie 200 – 250 osób, ale obiekt się rozrasta, bo trwają prace nad Armazones teleskopem najnowszej generacji i jednocześnie największym ELT (Extremely Large Telecope). Na terenie Basecampu można korzystać z siłowni, hali sportowej. Można iść na zajęcia jogi. Z kolei w hotelu znajduje się basen, sauna, pomieszczenie do gier, takich jak flippery, bilard, piłkarzyki, stół do ping-ponga czy Playstation. Jest też telewizja i biblioteka z książkami w różnych językach, nie tylko o tematyce technicznej. Mamy tzw. Instrumentum, gdzie dostępne są instrumenty muzyczne, takie jak różnego typu gitary, perkusja, organy i inne sprzęty grające, przyniesione także przez mieszkańców Obserwatorium. Jeśli chcesz, możesz zorganizować sobie zajęcia nauki gry na wybranym instrumencie. Można też obserwować kosmos i robić zdjęcia rozgwieżdżonego nieba, bo jest dostępny mały teleskop UT5. Co ciekawe, hotel – zwany Residencia – może być znany fanom serii o Jamesie Bondzie, bo to właśnie w nim były nagrywane sceny do filmu Quantum of Solace. Poza tym Paranal to miejsce, które przyciąga ciekawe postacie. Miałem okazję poznać Bryan’a May’a z zespołu Queen, który jest… doktorem astronomii i wielkim fanem tego miejsca. A Steven John Wilson, producent muzyczny i wokalista, robił tu zdjęcia do swojej najnowszej płyty, To the Bone.
Jest pub?
[Paweł] Pubu nie ma, ale jest sklepik, w którym można zaopatrzyć się w podstawowe akcesoria typu maszynki do golenia. Jest otwierany na godzinę każdego wieczoru, ale korzystanie z niego to w zasadzie ostateczność. Na terenie Obserwatorium zakazane są wszelkie używki. Tutaj się pracuje 24 godziny na dobę, cały rok, a pracownicy muszą być zawsze w pogotowiu. Tylko od czasu do czasu zdarzają się specjalne okazje – takie jak święta czy Sylwester. Wtedy do obiadu jest serwowana lampka wina. Ale to wszystko.
Czy zdarzyło ci się spędzać święta w Obserwatorium?
[Paweł] Spędzałem w ESO Sylwestra. Na teren Obserwatorium można dostać się na dwa sposoby: turyści mogą odbyć wycieczkę z przewodnikiem, rejestrując się przez stronę ESO, a druga opcja skierowana jest do pracowników – za zgodą przełożonego i administracji hotelu możemy gościć osobę z zewnątrz nawet przez kilka dni. W zeszłym roku zaprosiłem na teren moją narzeczoną i spędziliśmy razem Nowy Rok, obserwując gwiazdy. Fantastyczna sprawa.
Były fajerwerki?
[Paweł] Nie. Zaręczam ci – Droga Mleczna jest dużo ciekawsza. I lasery – te od „sztucznej gwiazdy”.